Po chwili oddechu w hotelu, ruszamy na kolejną wycieczkę. Chcemy lepiej poznać miasto. Zwiedzamy dzielnicę ormiańską a następnie trafiamy do niedziałającego już szpitala psychiatrycznego. Asia żałuje że już nie działa bo twierdzi, że mała kuracja w tym szpitalu na pewno by mi się przydała. Szpital jest naprawdę ładny, przy wejściu piękna fontanna, ściany porośnięte uroczymi pnączami. Jednak, gdy wchodzimy dalej, widzimy malutkie cele w których przebywali pacjenci. Jest część dla mężczyzn a z drugiej strony dla kobiet. Staram się sobie wyobrazić atmosferę, krzyki, jęki przebywających tu onegdaj szaleńców. Przechodzi mnie dreszcz, szpital naprawde robi mocne wrażenie. Po wyjściu ze szpitala, szwendamy się po suku, przechodzimy obok łaźni. Miałem ochotę skorzystać ale nie chciałem zostawiać Asi samej. Postanawiamy, obejrzeć Karawanseraj, udało się nam bez trudu znaleźć Chan al Wazir. Rozmawialiśmy chwilę z człowiekiem, który wyjaśnił nam do czego służyły karawanseraje.. Robimy kilka fotek a Asi dodatkowo z osiołkiem :) Czas wracać do hotelu, zaczyna zachodzić słońce, ludzie zaczynają się spieszyć. Jacyś ludzie chcą nas poczęstować herbatą parzoną właśnie przy ciężarówce. Zapachy przygotowywanych posiłków rozchodzą się po całym mieście. Zapuszczamy się w jakąś boczną uliczkę. Wszędzie pełno dymu, ludzie pieką, smażą, cieszą się. Wreszcie słychać wybuch oznajmiający zachód słońca i śpiewy muezinów. My dochodzimy w tym czasie do wierzy zegarowej i kupujemy po falafelu. Chyba najlepsze jakie do tej pory jedliśmy w Syrii i do tego najtańsze, po 10 SYP za sztukę. Usadowiliśmy się pod wierzą zegarową i razem z mieszkańcami Aleppo wcinamy kolację. Falafele tak nam smakowały, że dokupiliśmy jeszcze po jednym. Wracamy do hotelu, w recepcji dostajemy informację, że jacyś polacy chcą się z nami spotkać. Okazuje się, że to archeolodzy, którzy właśnie kończą misję i wracają do Warszawy. Długo rozmawiamy, opowiedzieli nam o swojej pracy, o syryjczykach i ich zwyczajach. Na koniec razem idziemy do Foto-Labu, my zgrać zdjęcia z aparatu a oni odebrać ponad 1000 odbitek wykopanych przez nich eksponatów. Tam się żegnamy. Idziemy jeszcze raz do szpitala psychiatrycznego, bo podobno ma być tam jakiś pokaz tańca. Faktycznie jest, tylko cena biletów bardzo wysoka, rezygnujemy więc i wracamy do hotelu. Woda pod prysznicem oczywiście zimna, więc wymuszamy na Krokodylu, żeby ją podgrzał. Czyściutcy i pachnący kładziemy się na materace. Jesteśmy potwornie zmęczeni, szybko zapadamy w głęboki sen.