Geoblog.pl    LeNeeN    Podróże    Bliski Wschód 2005    Aleppo albo Hallab jak kto woli
Zwiń mapę
2005
10
paź

Aleppo albo Hallab jak kto woli

 
Syria
Syria, Aleppo
POPRZEDNIPOWRÓT DO LISTYNASTĘPNY
Przejechano 4336 km
 
Nie pamiętam ile trwała podróż do Aleppo, wydaje mi się, że minęła szybko. Gdy tylko nasz autobus zatrzymał się na końcowym przystanku, natychmiast napadli na nas taksiarze. Wyciągnęli nasze plecaki z bagażnika autobusu i próbowali nas wciągnąć do swoich taksówek. Wykrzyczałem pytanie o cenę do Spring flower hotel i usłyszałem podawane jakieś kosmiczne kwoty. Próbowaliśmy odebrać swoje plecaki bo nie chcieliśmy przepłacać a rozmawiać z taksiarzami się nie dało. Faceci prawie zaczęli się o nas bić :) W pewnym momencie podszedł do nas jakiś człowiek z dzieckiem na ręku, wypytał nas o co chodzi i skąd jesteśmy. Następnie opieprzył wstrętne złotówy i powiedział, że jeżeli wezmą od nas więcej niż 50 SYP to mamy zawiadomić policję :) Podziałało, więc zapakowaliśmy się do jednej z taksówek i po kilku minutach (facet stał jako jeden z ostatnich w kolejce i był zablokowany przez inne auta więc trochę trwało zanim wyjechaliśmy z postoju) jechaliśmy w stronę hotelu. Wcześniej upewniliśmy się jeszcze raz czy ostateczna cena to 50. Zajechaliśmy pod hotel a nasz kierowca chce 75 SYP :) O nie! Asia się wkurzyła i poszła do pobliskiego sklepu, żeby rozmienić pieniądze i przykleić pięćdziesiątkę taksiarzowi na czoło. Ja w tym czasie tłumaczyłem że nie dostanie 75 bo nie tak się umówiliśmy. W końcu zwątpił bo zobaczył, że Asia zaczęła rozmawiać ze sklepikarzem, a ten pogroził taksówkarzowi palcem. Nie wiem dlaczego ale taksiarze, których spotykałem w różnych krajach są tacy sami. Prawdziwe złotówy. Po tej przygodzie, czas poznać hotel słynnego Krokodyla. Wzięliśmy miejsca na dachu. Jedyny minus to naprawdę okropna łazienka. Kibel połamany, brak ciepłej wody a zimna po odkręceniu kurka leciała zewsząd tylko nie z kranu. Poza tym ok, ani jednego gościa, tylko jeden chłopak z obsługi.
Było jeszcze jasno więc poszliśmy na miasto i słynne tutejsze targowisko. Miasto inne niż Damaszek czy Hama. Większy ruch, jakby mniej policji i wojska i zupełnie inny klimat, bardziej tajemniczy. Szczególnie targ robił niesamowite wrażenie. Wymyśliliśmy że pójdziemy pod cytadelę, jednak przed jednym kramikiem zatrzymaliśmy się, żeby sprawdzić ceny arafatek. Zawiązała się przyjacielska rozmowa. Okazało się, że chłopak ma niezłe informacje nt Polski a w najbliższych planach ma odwiedzenie Czech. Gawędzimy sobie miło, w między czasie przymierzyłem chyba wszystkie arafatki czyli po tutejszemu szatfy, zakładam dżabaliję, Asia przymierza jakieś szmatki. Chłopaki dalej wciskają mi do przymiarki jakieś ciuchy ale ja mówię im że już nie chcę bo i tak nie przyszliśmy na zakupy więc niech nie liczą na sprzedaż. Tak naprawdę to chciałem się zorientować w cenach, choć jak się bardziej zastanowić to trochę bez sensu. Przecież na suku cena za każdym razem będzie inna :). Chłopaki zapewniają nas, że nie chcą nam nic wcisnąć, są źli z utargu, bo jest Ramadan i sprzedaż jest słabiutka. Zresztą może nam ten cały przymierzony stuff oddać prawie za darmo. Zresztą tak nas polubił i takie tam słodkie pierdzenie, że nie mógłby nas naciągnąć. Jednak mógł... a raczej chciał. No więc arafatka z najlepszego gatunku 12, dżabalija 30, jakieś inne szmatki dla Asi, w sumie 58. Tylko o jakiej walucie rozmawiamy. Zdrowy rozsądek nakazał mi czujność. Upewniamy się czy mielibyśmy zapłacić w SYP'ach. Potwierdzają że tak. No w takim razie trzeba brać, cena śmieszna, nawet targować się głupio, kazałem sobie dorzucić jeszcze jedną arafatkę dla Asi. Cena wzrosła do 65 SYP.Wyciągam portfel ale dalej nie chce mi się wierzyć że za cenę krótkiego kursu taksówką możemy mieć tyle rzeczy. Nie myliłem się, nasz sprzedawczyk chce dolarów :). No skoro tak to my nie chcemy, nie tak się umawialiśmy. Oddajemy mu gadźety i grzecznie mówimy do widzenia ale ten nie chce nawet o tym słyszeć. Zrozumieliśmy że teraz będziemy musieli mocno kombinować żeby się tego wykręcić. Tłumaczymy, że jeżeli już coś kupimy to tylko arafatkę ale napewno nie za 12$. Po długich targach i dwukrotnym odejściu od straganu, cena za wszystko spadła z 65 do 10$. Stanowczo mówimy nie bo choć cena już atrakcyjna to nie chcemy wydawać kasy na rzeczy kompletnie niepotrzebne. Facet widzi, że nie da rady więc chce nam sprzedać już choćby tą arafatkę. Zjeżdza do 4$ ale my widzieliśmy podobną w Hamie za 150 SYP czyli za 3$. Dajemy 3 albo good bye. Nie zależy nam więc mamy gdzieś. Sprzedawca dalej chcę 4$, więc odwracamy się i odchodzimy z zamiarem definitywnego zakończenia tej scenki. Podbiegł za nami jakieś kilkanaście metrów i oddał nam ją za trójkę. Straciliśmy prawie godzinę. Wyszliśmy z suku przed cytadelę, jest już ciemno. Ludzie jedzą pierwszy posiłek. Przyglądamy się ładnie oświetlonej cytadeli, gdy z pobliskiego sklepu wołają nas na herbatę. W końcu jednak dostajemy napój, który pije się tylko podczas Ramadanu. Jest brązowy i po kilku łykach przestaje smakować. Przypomina trochę takie dziwne cukierki, które jadłem, gdy byłem dzieckiem. Żegnamy się bo mamy umówione spotkanie z Ammarem, znajomym poznanym przez Skype'a. Wcześniej jemy najtańszego i najsmaczniejszego jak do tej pory falafela. Po chwili przychodzi Ammar. To przesympatyczny gość, oprowadza nas po mieście i opowiada o nim. Naprawdę miło spędzamy z nim czas. Robi się późno a my padamy ze zmęczenia. Żegnamy się i idziemy do hotelu. Jeszcze tylko lodowaty prysznic w tej ohydnej łazience i bardzo mocno zasypiamy. Minął kolejny i znowu pełen emocji dzień naszej podróży.

Zapomniałem napisać o jeszcze jednym zdarzeniu. Kiedy szliśmy spotkać się z Ammarem zaczepił nas chłopak, który prowadzi galerię z ciuchami i świecidełkami dla kobiet. Galeria nieźle wypasiona. Ma tam ręcznie robione rzeczy w stylu berberyjskim i palestyńskim. Na wszelki wypadek uprzedzamy, że nic nie kupimy ale tym razem to nie problem. Nasz znajomy przebiera Asię w różne stroje i przypina naszyjniki. Robimy kilka fotek i pędzimy na spotkanie pod wieżę zegarową, na spotkanie z Ammarem.
 
POPRZEDNI
POWRÓT DO LISTY
NASTĘPNY
 
Zdjęcia (7)
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
  • zdjęcie
Komentarze (0)
DODAJ KOMENTARZ
 
LeNeeN
Dariusz Andrzejewski
zwiedził 5% świata (10 państw)
Zasoby: 74 wpisy74 2 komentarze2 144 zdjęcia144 0 plików multimedialnych0
 
Moje podróżewięcej
31.03.2019 - 31.03.2019
 
 
13.08.2010 - 18.08.2010
 
 
06.10.2005 - 28.10.2005